W naszym życiu są takie chwile, kiedy nie możemy pogodzić się z zastaną rzeczywistością i zrozumieć wyroków losu. Wyroków, które wydają się nam okrutne i bezlitosne. Taką chwilą był dla mnie dzień 14 września 2010 roku, gdy dowiedziałem się o śmierci Grzegorza Grzebieniowskiego, absolwenta naszego krośnieńskiego „plastyka”. Do dzisiaj trudno pogodzić się z tym faktem. Grzesia poznałem w 1989 roku podczas egzaminów wstępnych do naszej szkoły. Od tego czasu był właściwie związany z nami aż do końca swoich dni. Najpierw pięć lat nauki, duże zaangażowanie Grzegorza w życie szkoły. Wszędzie go było pełno. Uczestniczył we wszystkich kołach zainteresowań, z powodzeniem udzielał się w Samorządzie Uczniowskim, czynnie uczestniczył w akademiach, apelach i uroczystościach. Osiągał znakomite wyniki w nauce, szczególnie z przedmiotów artystycznych. Był stypendystą Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci. Wspólnie z kolegą wykonał pracę dyplomową pod tytułem „Znaki Zodiaku”. Do dzisiaj zdobi ona fronton naszej szkoły. Studiując w Toruniu, nie zerwał kontaktów z naszą szkołą. Był niemalże na każdej wystawie prac uczniów, nauczycieli krośnieńskiego „plastyka”. Pedagogiczną praktykę studencką także realizował w naszej szkole. Po studiach nadal utrzymywał z nami bliski kontakt, a to jako pedagog leskiego „plastyka” lub koordynator Fundacji Malarstwa Polskiego. Z wielkim zaangażowaniem realizował zadania, które przed nim stawiało życie. Był powszechnie lubiany. Zawierał przyjaźnie, pielęgnował uczucia, cieszył się każdym dniem, najczęściej wypełnionym wytężoną pracą. Zostawił po sobie wiele wspaniałych obrazów i rysunków, ale także niezrealizowane marzenia i plany na przyszłość. Jego śmierć zawsze będzie mnie skłaniać do refleksji nad przemijaniem i kruchością życia. Zawsze będzie uczyć ile pokory potrzebujemy wobec życia. Dzisiaj cieszę się, że mogę podziwiać twórczość Grzesia, która jest odpowiedzą na zawołanie Horacego – „Non omnis moriar” – i pozwala wierzyć w słowa „Pamiętajmy o przeszłości, ale cieszmy się przyszłością”. Grzegorza zawsze będę pamiętał jako wzorowego ucznia, wspaniałego kolegę, ale przede wszystkim jako wartościowego człowieka.
Zbigniew Gleń
Wspominając Grzegorza…
Pamiętam, koniec lat osiemdziesiątych, był to może rok 1989 może nieco wcześniej ?… Miejsce Piastowe, późne popołudnie, szkolna pracownia gdzie właśnie kończyłem zajęcia z rysunku. Odczekawszy aż ostatni uczeń wyjdzie, wszedł do niej chłopak z rulonem pod pachą i nieśmiało zapytał czy mógłbym poświęcić mu chwilę czasu. Przyniósł ze sobą kilkanaście swoich prac plastycznych. Przedstawił się, powołując jednocześnie na znajomość i zachętę swojego starszego kolegi, który był już wtedy uczniem naszej szkoły. Na podstawie przyniesionych szkiców chciał poradzić się czy ma szansę zdać egzamin wstępny do Liceum Plastycznego. Nie przypominam sobie teraz dokładnie obejrzanych rysunków i obrazków, może były tam również jakieś figurki z plasteliny, ale pamiętam, że to co zobaczyłem bardzo mi się podobało. Zwróciło moją uwagę również i to, z jaką determinacją mój nieoczekiwany gość , deklarował pragnienie rozpoczęcia plastycznej edukacji. Chłopcem tym był Grzegorz Grzebieniowski. W liceum, do którego egzamin zdał bez żadnych trudności znalazł spodziewane, jak sądzę właściwe i dobre środowisko. Uczył się chętnie, osiągając zauważalne postępy z wszystkich szkolnych przedmiotów. Z dużą przyjemnością obserwowałem szczególnie jego rozwój plastyczny, kiedy z coraz większą swobodą przyswajał zagadnienia i problemy programowe. Chyba już w drugiej klasie zgłosiliśmy Grzegorza, decyzją Rady Pedagogicznej jako ucznia o wyjątkowych uzdolnieniach pod dodatkową opiekę Sekcji Plastycznej – Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci w Warszawie. Dawało mu to możliwość szerszego i pogłębionego rozwoju pod kierunkiem wybitnych artystów, pedagogów akademickich. Stypendystą tej zasłużonej organizacji, jeśli dobrze pamiętam, pozostawał do czasu ukończenia nauki w szkole. Jako uczeń, na zajęcia z rysunku i malarstwa przynosił niemal każdego tygodnia nowe prace domowe. Imponował pracowitością ,rzetelnością i powagą, może nawet nadmierną w jego wieku… Niemniej, właściwe mu zaangażowanie świadczyło mniej o uczniowskiej obowiązkowości a bardziej było przejawem niewymuszonej chęci pracy, jej ciekawości, naturalnego zamiłowania. Pamiętam szczególnie jeden przegląd prac domowych, ostatni bodaj, w klasie maturalnej, kiedy brakło podłogi w niemałej szkolnej pracowni, by pomieścić wszystkie przyniesione przez Grzegorza prace. Ich zbiór imponował nie tylko ilością ale także jakością, pewną gorączką poszukiwań, czasem nietrafionych ale odważnych i tym samym kształtujących charakter. Było dla mnie sporym zaskoczeniem, które odczułem też jako rodzaj osobistej pedagogicznej porażki, kiedy nieprzeciętny potencjał Grzegorza i jego talent nie znalazły aprobaty na krakowskiej ASP w efekcie złożonych tam egzaminów wstępnych. Wprawdzie zwykłem uważać, że zadanie średniej szkoły plastycznej szczęśliwie wypełnia się, kiedy teczka prac kandydata na skutek jakościowej selekcji promowana jest do egzaminu wstępnego, a tak było w przypadku Grzegorza, niemniej zawsze żal, kiedy wyjątkowo zdolny, pełen pasji uczeń nagle, po egzaminie, spotyka się mimo ogromnego wkładu pracy z tzw. czerwoną kartką… Na taką sytuację mamy wiele pocieszających powiedzeń, ale cień pozostaje. Czas po maturze Grzegorz zagospodarował po swojemu, jeszcze bardziej intensywną pracą. Wyjechał do Torunia, gdzie nieprzerwanie oddając się swoim ulubionym zajęciom , obserwował nową dla siebie uczelnię na której zamierzał podjąć studia. Komisja Wydziału Malarstwa w Instytucie Sztuki Toruńskiego Uniwersytetu poznała się na umiejętnościach Grzegorza przyjmując go na podstawie pomyślnie zdanego egzaminu w poczet swoich studentów. W tych latach, co oczywiste widywaliśmy się rzadko, ale sporadyczne spotkania i rozmowy przy okazji przyjazdów w rodzinne strony utwierdzały mnie, że jest bardzo zadowolony z wybranej uczelni i profilu kształcenia. Mieliśmy nieco dłuższy kontakt, kiedy realizował pod moją opieką w szkole studencką praktykę pedagogiczną. Wówczas poznałem jego narzeczoną, która również była naszą praktykantką. Byli uroczą parą, promieniowali radością… Z przejęciem opowiadał wówczas o nowo poznawanych malarskich technikach czy sposobach prezentowania przez toruńskich profesorów problemów i zagadnień plastycznych. Bardzo odpowiadało mu przedkładanie w zadaniach pracownianych problematyki warsztatowej ponad konceptualnymi wymogami. Namawiałem go, by po dyplomie nie czekając na specjalną okazję przedstawił go w galerii krośnieńskiego BWA. Nie tylko ja zresztą byłem ciekaw końcowego efektu studiów Grzegorza. Był bardzo przecież w szkole lubiany i mieliśmy duży podziw i uznanie dla jego talentu i postawy. Do wystawy doszło w roku chyba 2000 lub 2001 i ekspozycja ta wyraźnie zasygnalizowała obszar jego poszukiwań i malarskich inspiracji, wskazując jednocześnie na kształtujący się charakter indywidualnego malarskiego pisma. Przedstawione obrazy były namalowane w estetyce ekspresyjnej abstrakcji, wzbogacanej niekiedy elementami uproszczonej figuracji. Zwracała uwagę rozmaitość podłoży, ich faktur i tekstur. Ponadto, prace te posiadały w sobie jakiś wartościowy i obiecujący klimat pewnej ryzykującej wiele surowości ,rezygnującej z ogranych malarskich smaków i sprawdzonych rozwiązań. Później obserwowałem już z perspektywy pewnego dystansu drogę artystyczną Grzegorza. Jakiś czas po studiach a może bezpośrednio po nich… mieszkał i pracował w Toruniu. Założył rodzinę, wydawało się, że zwiąże się na dłużej z ze swoją uczelnią gdzie miał otrzymać asystenturę. Okazało się, że napisany przez nieprzychylny los życiowy scenariusz, rozminął się z prywatnymi jak też zawodowymi marzeniami. Wrócił do rodzinnego Krosna. Z uporem próbował znaleźć swoją przestrzeń, zacząć od nowa, uspokoić i konstruktywnie zagospodarować emocje. Kiedyś, Józef Czapski powiedział, że obraz powinien karmić malarza. Podejrzewam, a nawet mam pewność, że obok naturalnego wsparcia najbliższych, ten niewątpliwie trudny dla niego okres miał swoje pozytywne rozładowanie w pracy, że powstające wówczas obrazy były dla niego pokrzepiającą przystanią. Jednocześnie trochę wtedy zaczął wystawiać. Jego prace zostały zauważone, pojawiały się pierwsze nagrody, recenzje, reprodukcje , także w fachowych periodykach. Funkcjonowały jeszcze toruńskie kontakty i przyjaźnie owocujące wspólnymi z rówieśnikami projektami. W tych przejawach jego aktywności można było wyczuć wciąż puls intensywnej pracy nad sobą i swoim malarstwem. To wówczas przygotował ważną dla siebie , bo zamykającą postudyjny okres pracy wystawę, na zaproszenie Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu. Wystawa miała znaczący tytuł – „Porządkowanie chaosu”… Zatrudnienie w firmie Talens w Lesku, podjął decydując się jednocześnie na pracę nauczyciela w tamtejszym, nowo powstałym Liceum Plastycznym. Fascynowały go produkty firmy, które prezentował na różnych pokazach, także w szkołach plastycznych w regionie. Mógł mówić długo o farbach, mediach, werniksach, gruntach i podobraziach i robił to niezwykle zajmująco. Praca pedagoga była nowym terenem, który odkrywał dopiero dla siebie, ucząc się bycia z młodzieżą. Próbował i nie narzekał. W ostatnim okresie był bardzo zajęty i zapracowany. Na co dzień mieszkał w niewielkim zakładowym lokum w Lesku gdzie także w miarę możliwości malował. Odwiedzał kiedy mógł mieszkających w Krośnie rodziców, gdzie także w rodzinnym mieszkaniu miał swój kąt do pracy. Jako grafik komputerowy w firmie odpowiedzialny był za jej identyfikację wizualną. Jednocześnie mocno angażował się w działalność promocyjną i aktywność handlową Talensa. Niewątpliwie dużym wyzwaniem zadaniowym było powierzenie mu prac redakcyjnych i organizacyjnych związanych z kolejną, VI edycją Forum Malarstwa Polskiego. Te cykliczne, plastyczne warsztaty problemowe dla artystów pedagogów reprezentujących różne środowiska akademickie w kraju stanowiły niezwykle cenną inicjatywę Fundacji Malarstwa Polskiego z siedzibą w Lesku realizowane we współpracy z Uniwersytetem im. M. Kopernika w Toruniu. Grzegorz łączył wszystkie powierzone mu zadania znakomicie ,biorąc dodatkowo udział jako autor we wspomnianej edycji Forum odbywającej się pod tytułowym hasłem: „Widzieć”…. Zaprezentował wówczas po raz pierwszy kilka obrazów z nowej, przełomowej dla swojej twórczości serii „Pejzaży zawidzianych” . Kompozycje te w sposób bardzo już indywidualny podejmowały zarówno tematykę pejzażu jak też stanowiły niezwykle udany eksperyment strukturalny i kolorystyczny. W tych obrazach otwierała się przed Grzegorzem obiecująca wiele, nowa przestrzeń doświadczania formy i treści… Kiedy widzieliśmy się, jak się miało niebawem okazać po raz ostatni, gratulowałem mu tych prac a także rozmawialiśmy o możliwej tematyce nowej edycji Forum i perspektywach jego rozwoju. Miałem wrażenie, że udział w tym artystycznym wydarzeniu, wymagając od niego wielu wysiłków organizacyjnych, technicznych i fizycznych, jednocześnie dawał mu dużo twórczej satysfakcji. Przypominam sobie również, że cieszyliśmy się planowanym projektem wydania przez Towarzystwo Podkarpackiej Zachęty, unikatowego, I tomu albumu Sztuka Podkarpacia. W publikacji tej , Grzegorz miał być jednym z 50 autorów, których twórczość była przedmiotem szerszej prezentacji i krytycznego omówienia…
Piotr Wójtowicz
P.S.
Tom ukazał się w lutym 2011 roku. Analizy twórczości Grzegorza podjął się znany rzeszowski historyk sztuki i pedagog, Jacek Kawałek. Dołączona do albumu płyta CD zawiera niezwykle cenny materiał dokumentacyjny w postaci wywiadów z artystami, przygotowanymi przez redakcję działu kultury Polskiego Radia Rzeszów. Grzegorz w wywiadzie, który przeprowadziła red. Renata Machnik mówi prosto i fachowo o własnych obrazach, artystycznych planach i pedagogicznych obowiązkach. Jak zwykle spokojnie, nadzwyczaj dojrzale, mądrze.